fot. Facebook, Instagram
Podziel się:
Skopiuj link:

Krzysztof Kołodziejczyk ma 25 lat, chce żyć z muzyki. Pandemia wszystko utrudniła

- Często wracam do płyty Łony "Nic Dziwnego". Została wydana piętnaście lat temu, a mam wrażenie, jakby przedstawiała Polskę roku 2020. Są "przeklęci urzędnicy z Brukseli", są "wstrętni masoni", są nawet "parszywi cykliści"! I boję się, że będzie aktualna za kolejnych 25 lat – mówi Krzysztof Kołodziejczyk. Z 25-latkiem rozmawiamy w ramach cyklu rozmów na 25-lecie WP .

Maciej Kowalski: Na co nadal jesteś za młody?

Krzysztof Kołodziejczyk: Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to że nie mogę być jeszcze prezydentem, chociaż na razie raczej nie planuję. Nie odczuwam też potrzeby uczęszczania na imprezy, gdzie wpuszczają osoby tylko powyżej 40. roku życia. Natomiast poza tym, 25 lat to chyba taki wiek, w którym trudno trafić na jakieś formalne ograniczenia. Na coś, co kulturowo mogłoby zostać odebrane jako coś, na co mogę być za młody. Nic takiego nie przychodzi mi do głowy.

Czyli to dobry wiek?

Czuję się bardzo dobrze, dziękuję! Wydaje mi się, że to taki wiek, w którym człowiek już coś może wiedzieć o świecie, co nieco już przeżył. Zdobyte doświadczenia, jak i wiedzę można wykorzystywać w życiu codziennym, w kontaktach międzyludzkich, w pracy. W tym sensie 25-letni człowiek może być już absolutnie samodzielny i świadomy.

Wydawać by się mogło, że też mniej więcej wtedy człowiek kończy studia i jest to już przejście w zupełnie dorosłe życie, ale z drugiej strony mnóstwo młodych ludzi już w trakcie studiów podejmuje pracę, więc to się chyba trochę dziś zdezaktualizowało. Czy to dobry wiek? Dla mnie dobry, ale mogę mówić tylko za siebie. No a poza tym trudno powiedzieć, jak to jest być starszym, nigdy nie odczułem na własnej skórze, jak to jest mieć drugie tyle.

Ale coraz częściej mówi się o kryzysie ćwierci życia. Odczuwasz coś takiego?

Trudne pytanie. Wydaje mi się, że mam to ogromne szczęście, że nie. Nie dziwi mnie jednak, że wiele osób w moim wieku może borykać się z tym problemem. Wielu i wiele z nas wchodzi, albo po ukończeniu studiów próbuje wejść, na rynek pracy. A wakatów po lockdownie jest bardzo mało. Nie mówię tutaj już tylko o przypadku osoby, która kończy studia i z marszu chce podbić korporacyjny świat.

Ostatnio znajomy opowiadał, że poszedł do baru na rozmowę o pracę, zaproponowali mu jedną zmianę na tydzień, więc w porywach mógłby pracować cztery razy na miesiąc. Na wyłączność. Coś tu jest nie tak. Oczywiście nie twierdzę, że tej pracy w ogóle nie ma, ale z perspektywy generacji, która właśnie wchodzi na rynek pracy, wydaje mi się, że mamy trochę przechlapane.

Albo inaczej, ci, którzy właśnie teraz wchodzą na rynek, czyli pewnie też ludzie młodsi niż ja, znajdują się w najtrudniejszej sytuacji. Zresztą debiut Bloo Crane, który wydaliśmy w lipcu, nosi tytuł "Bloo Feelings". I właśnie takie odczucia (bloo czytane jak blue – czyli smutne) towarzyszą mi, kiedy myślę o przyszłości, ale to wciąż chyba jeszcze nie jest kryzys ćwierci życia.

Zostałeś muzykiem, żeby mówić o uczuciach? Jak to się zaczęło?

Na początku gimnazjum zacząłem się interesować muzyką, mnóstwo czasu spędzałem na słuchaniu i odkrywaniu nowych zespołów. Wkrótce potem wujek pokazał mi oprogramowanie do tworzenia muzyki. I bez żadnych samouczków, tutoriali, tylko i wyłącznie metodą prób i błędów zacząłem tworzyć swoje pierwsze utwory. To była bez dwóch zdań miłość od pierwszego wejrzenia.

Już w połowie liceum wiedziałem na pewno, że to jest coś, czym chcę się zajmować w przyszłości. Trochę w związku z tym "oberwały" moje oceny w liceum, ale szczerze mówiąc - absolutnie tego nie żałuję, wręcz mam ogromną satysfakcję, że, przepraszam za trywialne określenie, poszedłem za głosem serca. Zainwestowałem w to wtedy mnóstwo czasu, a dzisiaj mam tego efekty w postaci podpisanego kontraktu z wytwórnią Kayax czy ubiegłorocznego występu na Unsound Festiwalu, Spring Breaku i Fest Festiwalu.

Bardzo wątpię, czy to wszystko udałoby się, gdyby nie bezgraniczne zrozumienie oraz wsparcie moich rodziców i, oczywiście, trochę szczęśliwych splotów wydarzeń.

A muzyka to dziś dla ciebie bardziej fascynacja czy praca?

Wydaje mi się, że znajduję się w przestrzeni pomiędzy. Na pewno w tym momencie jest to coś więcej niż fascynacja. Muzykę tworzę od siedmiu lat, pierwsze sukcesy już za mną, choć wiem, że przede mną jeszcze dużo, dużo pracy. Nie jest to jeszcze moment, w którym mogę w stu procentach utrzymać się z muzyki.

Być może, gdyby nie wybuch pandemii, to wszystko wyglądałoby trochę inaczej, ale póki co staram się łączyć studia socjologiczne, projekty badawcze, w których uczestniczę oraz muzykę - solowo jako Semprey i razem z Michałem jako Bloo Crane.

Z kim najbardziej w polskiej muzyce czy kulturze czujesz bliskość? Ideową, artystyczną, a może po prostu towarzyską?

Cóż, bardzo często wracam do płyty Łony "Nic Dziwnego". To w ogóle jest fascynujące, bo została wydana ponad piętnaście lat temu, a mam wrażenie, jakby przedstawiała Polskę roku 2020 pod prawie każdym względem. Są "przeklęci urzędnicy z Brukseli", są "wstrętni masoni", ba! Są nawet "parszywi cykliści"! Niby minęło ponad piętnaście lat, a retoryka w polskiej polityce jest bardzo podobna.

Dla innych to może nie jest dużo czasu, ale dla 25-latka piętnaście lat to jednak sporo. Stworzenie czegoś ponadczasowego, czegoś, co nawet po dziesięciu latach brzmieniowo lub lirycznie brzmi świeżo, uważam za wielkie osiągnięcie i pod tym względem Adam ma dla mnie dożywotniego "propsa".

A inne artystki i artyści z ostatnich 25 lat, którzy są dla ciebie inspirujący i znaczący?

Patrząc z perspektywy czasu, wydaje mi się, że wielkie wrażenie zrobiła na mnie płyta "My Beatiful Dark Twisted Fantasy" Kanyego Westa. Ponadto mógłbym wymienić takich wykonawców jak The National, Charli XCX, Dj Lycox, Jamie XX.

Boisz się czegoś?

Chyba najbardziej boję się nadchodzącej katastrofy klimatycznej, a w zasadzie może nie tyle samej katastrofy, co braku jakiejkolwiek odpowiedzialności ludzi, którzy w tym momencie podejmują decyzje polityczne, ekonomiczne, edukacyjne. Konsekwencje tych decyzji będą dotykać przede wszystkim przyszłe pokolenia, ale i moje, nie ich. Denerwują mnie też próby zbijania przez władzę kapitału politycznego kosztem mniejszości.

Czyli świat za 25 lat nie będzie lepszy?

Trochę się boję, że teksty Łony będą dalej aktualne… A na serio, to po roku 2020 nawet nie ośmielę się podjąć próby opisania jakiejkolwiek przyszłości.

Krzysztof Kołodziejczyk pochodzi z Krakowa. Jest muzykiem, producentem muzyki elektronicznej. Równolegle rozwija dwa projekty: duet Bloo Crane, który współtworzy z Michałem Polańskim, i solowe przedsięwzięcie, w ramach którego nagrywa pod szyldem Semprey. Debiutancki album Bloo Crane, zatytułowany "Bloo Feelings", ukazał się ostatniego dnia lipca nakładem wytwórni Kayax.

Trójka straciła najlepszych dziennikarzy. Afera okazała się gwoździem do trumny

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Podziel się:
Skopiuj link:
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij